sobota, 2 stycznia 2010

Paradise Lost "Faith Divide Us - Death Unite Us"


Nowe dzieło brytyjczyków potrafi powalić na kolana. Nie tylko ze względu na jakże zauważalny fakt zmian w zespole (Erlandsson daje się od razu poznać, w końcu kilkuletnie bębnienie w Cradle Of Filth o czymś świadczy). Po pierwszym przesłuchaniu najświeższy album wpadł mi w ucho znacznie łatwiej niż poprzedni "In Requiem".
Tytuł płyty jest dosyć przewrotny, wszak zespół od lat żonglujący ateistycznymi tekstami posłużył się hasłem starym, katolickim motywem - jak tłumaczył MacKintosh (tj. gitarzysta i główny kompozytor). Tu jednak należy odbierać znaczenie nie w sposób mistyczny, a pesymistyczny: nie zjednoczy nas Bóg, ale śmierć jako czysto biologiczne zakończenie życia. Podobnie zresztą jest z okładką, przedstawiającą miedzioryt Holbeina o tematyce dance macabre.
Ważnym aspektem, o którym muszę wspomnieć, to zamieszczenie przez zespół całych utworów do darmowego przesłuchiwania na ich profilu na myspace.com. Dobrze, że tak wielka gwiazda (wg mnie na to miano Pardise Lost zasługuje - ponad 21 lat na scenie to świetny wynik) stara się wpisać w nowoczesność i w medium, jakim jest internet.

Album składa się z 10 utworów, które analizując głębiej (a nie miałej tej przyjemności) prawdopodobnie składa płytę w spójną, koncepcyjną całość. Połowę materiału przedziela tytułowy utwór, do którego powstał genialny wideoklip. Chłopaki pojechali po całości, wszak widać ewidentnie, że nawiązali do głośnej historii Fritza i jego córki. Polecam zobaczyć, jeden z lepszych materiałów powstałych w tym jeszcze roku.
Płyta zaczyna się od "As Horizons End", dobry utwór, który zapowiada w sumie resztę materiału. Dalej będzie ciężko, miejscami łagodniej by dać popis czystemu, spokojnemu wokalowi Nicka Holmesa, a także melodyjnie, wszak można tu wyróżnić także ballady gotyckie. Ogólnie im dalej w las, tym lepsze kawałki nas czekają.
Utwór drugi - "I Remain" - najlepszy, z genialnym tekstem, który co jakiś czas samoistnie powraca mi w umyśle: "Tear me down and break me - I remain". Zresztą to ocena nie tylko moja - bodaj przez cały pierwszy miesiąc utwór zajmował pierwsze miejsce na profilu zespołu na last.fm. Następnie na albumie mamy same smaczki (zapraszam do ich własnej oceny;) ), aż trafiamy na "The Rise of Denial", do którego nakręcono jako drugiemu utworowi z kolei wideoklip - tu już mniej depresyjnie, ale nadal mroczno, duszno, klaustrofobicznie i przerażająco. Zespół już tak ma - często utwory najlepsze nie zostają sfilmowane (w przypadku "Sweetness" utwór pojawił się tylko na stronie B jednego z singli - co tu wspominać, to jeden z najlepszych majstersztyków zespołu). Jednak na "Faith Divides Us - Death Unite Us" nie ma kiepskiego utworu. Wszystko jest dopięte na ostatni guzik.
Ostatnim utworem, który zwrócił moją szczególną uwagę, jest "Last Regret". Piękna doom metalowa ballada, w swych dźwiękach najbardziej melancholijna i depresyjna. Refren wręcz automatycznie powtarza się na ustach: "Hear my last words//This my last regret". Popisy Gregora MacKintosha wspaniale się wpisują w całość utworu. Jedyna stuprocentowa ballada i jakże udana!

Podsumowując - wszystko dopracowane, przemyślane i odpowiednio dobrane. Świetne dzieło na najwyższym poziomie. Warto zaznaczyć, że po wielu latach eksperymentów panowie z Halifax wracaja do iście metalowych korzeni. Fakt - nie wrócą do death metalu, zresztą byłoby to najdziwniejszym posuniecięm muzyków. Znowu grają z przytupem, co w sumie zaobserwować można wśród wielu zespołów na całym świecie. Nie doszukuję się to jakichś zależności, gdyż odbieram wszystkie jako odrębne przypadki (piję tu głównie do Katatonii i Soulfly'a). Album na piątkę z plusem!

5/5