sobota, 7 listopada 2009

Amorphis "Skyforger"

Ostatnia płyta fińskiej prog-metalowej grupy Amorphis jest arcydziełem. Zaczynam od razu od oceny - zasłuchany i zakochany jestem w tym albumie. Melodyjność i progresywne poszukiwanie na pierwszym miejscu, brutalność jako dodatek w niesamowitym, bajkowym wręcz wydaniu.

Pierwsze, co mocno zwraca na się uwagę, jest okładka. Piękna, bajkowa, wpisująca się idealnie w nurt space rocka/metalu. Nie zabieram się za interpretację tegoż obrazu, gdyż mam w zwyczaju tworzyć niewydarzone historyjki i niekoniecznie jasne skróty myślowe. Lepiej zostawić Wam przyjemność oglądania i rozgryzania metafory zdjęcia.

"Skyforger" rozpoczyna się utworem Sampo, w którym to przeplatają się sekwencje klawiszowe, obowiązkowe riffy, syntezatory i wokal Tomi'ego Joutsena - łagodny, ostrzejszy na growlingu kończąc. Piosenka ta daje nam przedsmak całej płyty - łagodne refreny, nieustające parcie na melodyjność, świetnie dopasowane elementy brutalne (których jest mniejszość). Utwór przechodzi pod koniec w spokojniejsze tony, by w idealnie zmontowany sposób dać świetne wejście dla Silver Bride - perle, brylantowi najwyższej jakości spośród wszystkich piosenek na albumie. Najlepszy utwór, nie można się od niego oderwać - tym bardziej, gdy spojrzy się na Last.fm'a - od premiery (połowa czerwca 2009) do dzisiejszego dnia Silver Bride zajmuje pierwsze miejsce w tabeli odsłuchiwanych kawałków spośród rzecz jasna całej twórczości Amorphisa (na moim profilu jest już w wśród 50 najczęściej odsłuchanych ogółem). Jedyne, co można, to polecić wysłuchać przynajmniej tego jednego kawałka. Tu drobna uwaga - jeśli obejrzysz wideoklip - większą uwagę poświęć muzyce. Filmik jest średni, nawet kiepski.

Kolejne utwory po prostu bledną przy Silver Bride. Jednak maja swój urok - w szczególności Sky Is Mine. Dobry refren, wpada w ucho. Choć - z drugiej strony - bardziej w uchu kołatać może charakterystyczny riff. Wokalnie utwór łagodny - całkowity brak growlu. Jednak bez paniki - już w kolejnej piosence Finowie dają popalić głośnikom mocnym Majestic Beast. Zgrabne połączenie growlingowych zwrotek i łagodnych refrenów. Gratka dla miłośników mocniejszych wrażeń.

My Sun to z kolei piękna ballada - wszystko wpada tu w ucho. Równie dobry utwór co Sky Is Mine, choć oczywiście łagodny. Dalej Highest Star - balladowe zwrotki i mocne, rockowe refreny - genialna kompozycja. Tytułowy Skyforger... Początek przywodzi na myśl My Kantele - nic bardziej mylnego, już po krótkim czasie tempo się załamuje i przyspiesza, dając dobry metalowy kawałek.

Ostatnie trzy utwory uznać można oględnie jako swego rodzaju "zapchajdziury" - można, owszem, ale tylko w sytuacji, gdy człowiek przesłuchuje płytę od deski do deski. Biorąc utwory wybiórczo, trudno któremukolwiek coś zarzucić - czy to powtarzane motywy, czy też nudę. Nic z tych rzeczy - Po prostu każdy kawałek jest świetny. Nawet ostatni - Godlike Machine - potrafi zaskoczyć. Stąd też wzięła się moja ocena "Skyforger'a" jako arcydzieła. Praktycznie wszystkie utwory są świetne. Płyta nie znudzi się nawet za dziesiątym przesłuchaniem. Pozycja warta do poznania. Dałbym 6/5, jednak nie będę robił z tego bloga wolnej amerykanki.
5/5

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz